Spotkanie autorskie WALDEMARA JOCHERA związane z promocją tomu wierszy „Przetrwalnik” (wyd. Rozdzielczość Chleba, 2015)

Prowadzenie: Maciej Melecki

 

 


 

WALDEMAR JOCHER– autor i asystent autora w jednej osobie. Od roku 2006 permanentny błąd w procesie tworzenia. Ewoluuje ku nawigacji koła, pozostając przed-grociem rozpoznania publicznych placów. W 2009 roku jako asystent przeczytał i opublikował w Instytucie Mikołowskim tomik reszta tamtego ciała oraz odebrał w imieniu autora nagrodę im. Iłłakowiczówny.


Dobrze jest wiedzieć, co robi poeta. By czytać wiersze z pożytkiem, inna wiedza nie jest nam potrzebna. Przetrwalnik to laboratorium, w którym Waldemar Jocher wyczynia różne rzeczy: odwraca porządek liter, łyka prąd, rozdziela rękopisy, reanimuje wątpliwości, zjeżdża pod język, potraja metafory, scala rany, transformuje metal w ślinę, generuje szum, zamazuje oryginał, czyta cyfry bytu, pieczętuje istotę, rozprasza znaczenia, zamienia plany w plamy i mierzy wytrzymałość (języka, wiersza, bytu, swoją i naszą). Jak w każdym laboratorium, tak i w tym znajdziemy fascynujące narzędzia: bose nożyce, trójdzielne maszyny i regulatory halucynacji. Eksperymenty trwają nieustannie, słychać szum i wizg poetyckich aparatów, procesy zachodzą stopniowo, ale nieubłaganie. Należy pamiętać, że to wszystko może w każdej chwili wybuchnąć. Wiersze Jochera są spektakularnym przykładem poetyckiego realizmu spekulatywnego.

Grzegorz Jankowicz

 

Gdy modele mechaniki klasycznej okazały się zawodne w opisie i przewidywaniu zachowań niektórych struktur mikroskopowych, konieczne stało się uwzględnienie w obliczeniach obiektów i procesów intuicyjne uznawanych za absurdalne. Kot zamarł w przetrwalnikowej superpozycji na skinienie Schrödingera: okazało się, że tutaj jest nigdzie, a nigdy jest zawsze. ERROR. Decyzja o opuszczeniu pętli (czyli wybór znaczenia, wartości, stanu rzeczy) należy do obserwatora, ale obserwatorzy bardzo rzadko zwlekają z jej podjęciem. Zniecierpliwieni przebierają nogami w oczekiwaniu na ciąg dalszy. PROCESSING MODE. Tak wygląda uporządkowany wedle woli podmiotu arkusz kalkulacyjny, w którym każda komórka jest częścią organizmu dążącego do precyzyjnie wyznaczonych celów. Paradoksy – figury chaosu i tajemnicy, których zgłębianiu poświęciła się nowoczesna fizyka – nie są mile widziane, bo zaburzają pozorną przejrzystość rozumowania. Ale czy można stać się „publicznością na wyłączność przekazu” wygenerowanego poza komunikacyjnymi ambicjami podmiotu? Waldemar Jocher to jeden z nielicznych fizyków eksperymentalnych polszczyzny, który – unieważniając siebie z premedytacją godną uczonych – w stanach kwantowych mowy ludzkiej nadal uparcie dostrzega taki potencjał.

Arkadiusz Wierzba

 


 

Wiersze z tomu:

 

 

wróćmy do poprzedniego zdania, w połowie rozwarcia przepony

 

szybkość cząstkowa – na otwarcie osobności. oddychaj
podczas wejścia, kołuj ponad napięciem alfabetu. już
nie będziesz rozciągał się w znaczeniu za uczynki i myśli wasze. bywaj
na skrzyżowaniach, mapach, gdzie bramę tworzy oś –
chociaż znane są współrzędne szczelin obracających proch. pion? to

 

jest ból (rwane tętno), który zawsze rozsadza się
od wewnątrz i zderza się z każdym włóknem zasłony.
nikt nas nie zauważy, nikt nas nie widzi, nikt –
odwracając porządek liter, łykając prąd – nas nie zobaczy.
patrz na mnie, kiedy dotykam podbrzusza własnego pobudzenia –

 

pod stołem. jak (nieruchomy) wzrok w elipsie źrenicy
przewiduję z tego, co narasta i połyskuje. choćby
cięcie rozdzieliło rękopisy wszystkich cyfr, nie sposób
będzie zliczyć ran – o nich wiemy tyle, że są
oddechem dłoni, stopy, serca. ścieżką
przesunięcia___________________ płuc w rozstrojony język.

 

 

 

chwilowo ciepłe projekcje połykam jak własne odzienie okrywające: głowę, klatkę i stopy

 

przez wydech substancji zwanej technologią, pod
słońce, przez współistnienie, mogę tylko odtwarzać
mit połykania (formy, jakie przybiera mózg, grawitują dlań).
gdzie jeszcze jest wątpliwość i kto właśnie przemówił?
obroża na ziemi i wariant pokusy: chłód, rozsyp osad
i wydaj rozkaz – a nuż odciąć się uda od drżenia
dreszcz. żarówka wycieka przez gwint (płacze); amen
mnoży się w widoku – salve regina, salve. długo

 

kontemplowałem bezwład, we mnie skrzyżowały się
pod ostrzałem rytmu przeskoki kontrastów, stukot
zegarów ze wspólnym żebrem. czy tło we mnie,
obfite w brodę, jest zaledwie odpadem z wahadła?
potrajam dziś metafory; to trójka jest wnętrzem tej
cyfry, która nie rejestruje obrazu. opad ów wdycham
i wybijam witryny. oto autoportret liczby, lecz
niewidoczne są płuca trójdzielnej maszyny.

 

 

 

na początku obraz przypominał zarodnik tłumu oraz trzask projektora

 

rozpuścić w dłoniach słuchaczy: refleksja, odbicie,
światła tortura. tyle o spowiedzi względem torów.
ścierwa torsów i szmer gaszonego ekranu: by on.
(off)iaruję przelew płynący z mózgu przekaźnikom,
a jednak rozpada się fala w głąb obrazu, zastanego;
wzniesionego, wzmocnionego do kości twoich oczu.

                                                                                             szukam przesunięć

ostateczność pręży odległość i płynie, i płynie i płycej
już nie można. atom plus atom równa się a(u)tomatom
i rozpoczyna się cykl – równanie piętna, moja
pięta ugryziona w punkcie wpisanym w obszar zbioru
wszystkich punktów wyrazów. bez wyrazu ten tekst
jest jak plecy skupienia: skóra, całe ciało, skamieniałe

 

blizny rozliczenia. wchodzę do własnego
oka – konta. mam kontakt z żarem twoich dłoni, dalej
już nic, i nic kuca w rogu pilota. poszukuję punktów
płynących kablem. w ścianie iskrzy się coś i patrzy,

 

zanim stanie się publicznością. na wyłączność przekazu.