Prowadzenie: Maciej Melecki i Krzysztof Siwczyk
_________________________________________________________________________________
Podania nieustannie zbliżają się do poezji, drążąc ją niejako „od podszewki” i krążąc cały czas wokół niej, jako że książka mówi zasadniczo o języku w ogóle – o d o ś w i a d c z a n i u języka w niemal zawrotnej liczbie jego wymiarów czy aspektów, aspekt zaś poetycki jest naturalnie jednym z nich (także w swej starodawnej postaci inkantacyjnej, transowej i magicznej). Obok świadectw najprawdziwiej zmysłowego „doświadczania” mowy znajdujemy w Podaniach stosowną i przyjemnie strawną porcję teorii: w książce rozpatrywane są, w błyskotliwych skrótach, pojedyncze koncepty i całe teorie takich luminarzy myślenia o języku, jak Nietzsche, de Saussure, Freud, Benjamin, Wittgenstein, Lacan i Agamben. Jednak to nie słynny „zwrot językowy” w myśli filozoficznej, psychoanalitycznej i teoretycznoliterackiej ostatnich stu pięćdziesięciu lat jest tu najważniejszy. Przedmiotem podstawowego namysłu jest najistotniejsza dla Cezarego Domarusa cielesność języka, bezcielesna materialność mowy, niematerialna cielesność głosu. W ten sposób samo ludzkie ciało fizyczne, biologiczne, fizjologiczne zostaje potraktowane drobiazgowo i wszechstronnie, nie bez ciekawych szczegółów anatomicznych (narządy artykulacji), ba, z uwzględnieniem niuansów z dziedziny dentystyki i protetyki stomatologicznej. Tak więc na bardzo wiele sposobów Podania aspirują do rangi pożytecznego lingwistycznego kompendium, będąc zarazem przedsięwzięciem na wskroś poetyckim.
Andrzej Sosnowski
_________________________________________________________________________________________
Fragmenty książki "Podania":
GMERANIE W PRÓŻNI
Wśród wersji o przyczynach powstania mowy nie ma tej, która mówi o braku. I brak tej wersji robi największe wrażenie. Pokręćmy się przez chwilę w pobliżu. Czy naprawdę ciało dysponowało jakimś brakiem, skoro w pośpiechu zamontowała się w nas ta rozklekotana bryczka, ten wózek „przystrojony wstążeczkami”, „staczający się” w czas?
Dane paleontologiczne – budowa podstawy czaszki z charakterystycznym wygięciem ku dołowi, pozwalającym pomieścić w sobie długie i wysklepione gardło; piersiowy odcinek kanału kręgosłupa, przez który przechodzi rdzeń kręgowy, odpowiedzialny między innymi za przesyłanie instrukcji z mózgu do mięśni klatki piersiowej i przepony, które z kolei umożliwiają precyzyjną kontrolę sposobu wydychania powietrza z płuc – wyprzedzają o dobre kilkaset tysięcy lat jakiekolwiek dane archeologiczne, świadczące o pojawieniu się istotnych i znaczących zachowań symbolicznych. Jeffrey Laitman twierdzi, że obniżenie krtani, będące warunkiem uzyskania motorycznych zdolności artykułowania mowy, wiązało się początkowo z jakimiś względami oddechowymi, a nie z rosnącymi zdolnościami językowymi człowieka. W tym przypadku istniejąca struktura stworzyła niejako przy okazji warunki do powstania mowy. Pytanie, czy równie dobrze mogła zostać nie wykorzystana, nie znajduje potwierdzenia w żadnym katalogu wątpliwości.
Czy naprawdę „istniał” brak, który usiłowało przezwyciężyć powstające u zarania ciśnienie mowy? Nawet jeśli to pytanie obciążone jest niewymowną tęsknotą do wynajdywania zasobów niepotrzebnej próżni, będzie ono pojawiać się raz po raz, jak każda możliwość, która wzięła się z tych czy innych pobudek. Lecz brak, z którego wyiskrzyła wiązka pierwszych słów, nie da się prawdopodobnie wypełnić żadnym wyjaśnieniem. Brak melodii tamtego wydarzenia już nam nie towarzyszy. Nie możemy tam wrócić i oddać mu sprawiedliwość – czy inną z naszych zarobaczkowanych pismem rzeczy. Nie możemy nawet uronić nad nim łez. Pozbawieni przyczyny, układamy playlisty gorączkowych tez, do słuchania podczas przechadzki wśród multiplikujących wyobrażeń. Tamto nie mówi nawet: „Nie mogę wam nic powiedzieć”.
* * *
POŚRÓD WZMIANEK
Teraz, kiedy już jesteśmy w jego posiadaniu (żeby nie używać deprymującego: „on posiada nas bez reszty”), nie jest możliwe nic, co wiązałoby się z myśleniem o jego braku. Jeśli już, myślimy o tym nie istniejącym czasie jako o „wiecznym absurdzie”. Sam język sprawia sobie tytuły i bije monety z rewersami „tajemniczy”, „magiczny”, „duch pamięci”. Jest ciałem Księgi, gdzie Wszystko spotyka Absolut, po czym wyruszają razem na poszukiwanie ostatniego elementu Trójcy, nie uzgadniając, o kogo im idzie. Jest natychmiastowością, która w chwili, kiedy pojawia się brak związany z nadmiarem rzeczy i relacji – ma zdolność błyskawicznego samouzupełnienia. Ma skończone zasoby, ale nie można ich wyczerpać. Obiecuje bezkres, lecz na co dzień dokucza nam jego ograniczoność.
Grzbiet pęka po otwarciu Księgi. Po pewnym czasie zaczyna nam się wydawać, że brakuje tam paru kartek. Poszukiwania śladów numeracji angażują cały zapas energii i czasu.